Spływ kajakowy czyli wakacje wiszą w powietrzu…
..ewentualnie czają się za rogiem :)
Egzaminy napisane, oceny już prawie skompletowane, szkoły wybrane hmm… jakaś przygoda na deser przydałaby się … taka wisienka na torcie w nagrodę za nad wyraz trudny ostatni rok w podstawówce - należy podkreślić , że dla każdej klasy ósmej ostatni rok jest trudny ale każdej klasie ósmej wydaje się ze właśnie dla niej najtrudniejszy a więc dwie klasy ósme po NAJTRUDNIEJSZYM roku w szkole bardzo żywo zareagowały na propozycję relaksu na łonie natury z chlupotem wody w tle i dodatkowo - lub przede wszystkim - łowieniem ryb ( pod warunkiem, że dopłyniemy bo to nie jest takie oczywiste :) i tak pewnego
słonecznego piątku Piękni Beztroscy Piętnastoletni w skarpetach i klapkach stawili się na zbiórkę niektórzy - uwaga - dzierżąc w jednej ręce naprawdę pokaźnych rozmiarów wędki a w drugiej skrzyneczki podręcznego majsterkowicza jak się potem okazało z przenośnym sklepem wędkarskim wewnątrz - pierwsze „ moczenie kija” miało miejsce podczas oczekiwania na przyjazd kajaków w miejscu zbiórki tuż nad rzeką. Obserwując tych pasjonatów łowienia, którzy stali tam nieruchomo wpatrując się bezszelestnie w spławiki i porównując z tymi samymi chłopakami, którzy jak wicher po korytarzach szkolnych przemykają mając 100 pomysłów na minutę nie dowierzałam, że to Ci sami młodzi ludzie. No i od słowa do słowa zrobiła nam się wyprawa stricte rybia a my przecież spływ planowaliśmy :) tym razem wybór padł na trasę Małej Panwi od Krupskiego Młyna do naszej ulubionej przystani kajakowej czyli do Młyna Bombelka. To bardzo popularny odcinek o długości około 11 km, czas spływu 2,5 – 3 godziny z elementami wędkowania pewnie troszkę dłużej. Startujemy więc i od razu słyszymy potężny huk, który troszkę nas wybija z beztroskiego humoru .. Okazuje się, że nasz spływ właśnie przy zakładach, produkcji materiałów wybuchowych się zaczyna stąd częste pohukiwania z prawa i lewa część dwójek kajakowych radzi sobie wyśmienicie gzując do przodu - Mati Top Gun i Szymon - gdzieniegdzie słychać pokrzykiwanie i pierwsze fochy - Pati i Sanderka - jeszcze inna para zablokowała się na konarze - Bartek i Piotrek - więc ktoś musi zgłosić się na ochotnika - Bartek - i wejść do rzeki - i ta chwila wahania kto
sprawia, że robi się korek jeden za drugim kajaki tworzą wodne kraksy, ktoś został przypadkiem w tym zamieszaniu pochlapany więc oddaje z nawiązką wiosłem a w wodzie jest już kolejna osoba, wytargała swój kajak z przeszkody więc pomaga innym i w tym samym czasie jej kajak odpływa no to pędzi przez mieliznę ale robi się coraz głębiej nagle potyka się wpada po szyję do wody - tutaj zaczynaja się słowa w stylu „kurczaczki”, dziewczynki - Nadia z Leną - ewidentnie zaakceptowały styl kajakowania „odlewadoprawa”:) a gdzieś hen na końcu płynie sobie z wolna dwójka - Piotrek i Maciek - którzy zaufali totalnie nurtowi rzeki, tylko od czasu do czasu słychać „Maciek wiosłuj bo ja jem”
. W każdym razie jak na dłoni widać, że chwilowo wędki zostały odłożone a na wodzie toczy się walka z żywiołem - powalonymi drzewami pniami, konarami, mieliznami i kamieniami - wszystkie ręce powoli słabną- Ci z motorkami zaczynaja oddychać wolniej , rozglądać się dookoła - wpadać w rytm, który dyktuje nam natura - chlupotanie wody przy pracy wiosła i świergot ptaków. Płyniemy już gęstym lasem - rzeka mocno meandruje, na trasie spływu napotykamy kilka przyjemnych plaż gdzie spływowicze mogą rozprostować kości i oczywiście do pochlapania się „na potęgę”, że niby mimochodem
Po 2 godzinach leśnej przeprawy i pokonaniu kolejnych „ stu” zakrętów, dopływamy do „wrót Bombelkowej Młynówki” i stamtąd jak w Dzikiej Amazonii wśród szuwarów ostatni odcinek prowadzi nas wprost do naszego celu. I tu wkrada się mały niepokój bo wspólnie z Panią Asią Ł. przez kilka pierwszych minut napawałyśmy się ciszą i spokojem, po czym zaczęłyśmy trochę nerwowo spacerować brzegiem w górę rzeki bo gdzie te dzieci
a kiedy w grę włączyły się struny głosowe i pokrzykiwanie „Jesteście tam
Haaaaaloooooo
to już naprawdę było grupo - i nagle ufff
pojawienie się pierwszej załogi było równoznaczne z tym, że kamienie spadł nam z serca z pluskiem w wodę - cel osiągnięty - 11 km w cudownym otoczeniu przyrody z pokrzykującymi Pociechami za plecami, cel dla reszty - dla jednych ognisko , kiełbaski i sucha bluza a dla innych kukurydza, spławik, wędki. Reakcja pilomotoryczna była widziana raczej u wszystkich, u części broda wyraźnie miała swoje 5 minut i trzęsła się jak na kreskówkach , nie wspominając o ciut zsiniałych ustach - to Ci dzielni śmiałkowie co czasem w wodzie kończyli bo chcieli pomóc i tak zostawali póki wszyscy nie przepłynęli. Przy ognisku troszkę podsuszyliśmy mokre ubrania , zjedliśmy kanapki przygotowane rano póki kiełbaski się nie upiekły, zapaleni wędkarze zajęli swoje stanowiska, znieruchomieli i oddali
się swej ostatnio ulubionej czynności, reszta prowadziła rozmowy, który keczup jest lepszy w ogóle to kiełbaski tylko z musztarda i … Tak bardzo w tej chwilowo odczuć można było, że wakacje są już za chwileczkę, już za momencik - las ognisko,brak sztućców i naczyń, buzie usmarowane, stopy bez butów i ten półuśmiechem połączony z zagapianiem się gdzieś w czasoprzestrzeń to
wszystko było takie slołmołszynowe tak potrzebne PO JAKŻE trudnym Ups NAJTRUDNIEJSZYM ze wszystkich lat roku - mam nadzieję, że ten czas w zielono- wodno - świergoczącym anturażu był prawdziwą wisienką na torcie - pomyślałby ktoś, że to tylko kajaki… dla mnie kajaki są zawsze AŻ KAJAKI i marzy mi się żeby Młodzi Ludzie z naszej szkoły odczuwali również ten stan jako „AŻ”
Wasza Pani od wiosłowania i natury promowania :)